sobota, 2 listopada 2013

Halloween cz I

Po raz pierwszy rozpocznę post na chama, bez przywitania. Cha cha, rymuje się. No ale przejdźmy do wiodącego tematu - HALLOWEEN. Taak... bardzo ZuE święto, którego większość babć nienawidzi, dlatego też co roku tworzą procesję z pochodniami i starają się spalić tych grzeszników, co próbują legalnie wyżulać cukierki (tym samym podrywając księdza). Zresztą nie tylko one próbują oczarować go swoim urokiem... Aaron usiłuje wynaleźć na to specjalne jutsu już od kilku tygodni. A tak na serio to nigdy go nie opanuje, bo tą technikę znam tylko ja; Młahahahahahha (demono-antybabcio-satanistyczno-mhroczny śmiech). Nasz kochaniutki szefunio z powodu widocznych dziur budżetowych postanowił zacząć w sposób uczciwy zarabiać kasę, pomysły na to były różne, min.okradanie skarbonek, zaiwanianie gościa z tacą (wiecie, takiego z kościoła), ,,moje imię" na prostytutkę (że co proszę O_o), chodzenie po cmentarzach i wykopywanie jadalnych jeszcze zwłok, chodźmy na bigos! (Jakby co to są cytaty z kartek biorących udział w głosowaniu)... Jednak kiedy doszedł czas sprawdzania wyników, okazało się, że każdy głosował na swój pomysł. Postanowiliśmy zrobić loterię. Jako osoba losująca zgłosił się Aamin, głównie ze względu na wystąpieniu w kusym, kunsztownym odzieniu dziwki, a dokładniej bez niego. Ten widok wypalił nam oczy i wszyscy oglądający ten występ oślepli na kilka minut, stąd po naszej bazie rozeszła się plotka mówiąca o sfałszowanych wynikach oraz mniemanym gwałcie na kimś z szajki (mam nadzieję, że to nie byłem ja).
W każdym razie wygrał najgorszy ze wszystkich pomysłów ,,zbieranie cukierków na Halloween". Szef dał nam dwie godziny czasu na przebranie się.
*        *       *
O 16.36 wszyscy zebrali się w holu. Nikt oprócz Horacego i Aarona się nie przebrał ( Aa został mu strój prostytutki).
H: Za kogo żeście się przebrali?
J: Za młodego satanistę z domu...
Aa: PUBLICZNEGO. A to żeśmy się dobrali ^^ Ja udaję transwestytę!!!
J: Ty nie musisz udawać -,-
Aa: Właśnie że muszę, bo Rose Blood mnie zdradza.
RB: Kurde, co znowu ja???
D: Łamiecie moje kruche serce T_T
Aa: I kto tu jest transwestytą!
J: Nadal ty! Przebierasz się w koronkowe pantalony i próbujesz gwałcić niewinnych ludzi na ulicy, na przykład mnie!
RB: Nic nie mówię, ale to ty ostatnio tańczyłeś w koronkowych stringach flamenco...
Aa: Chodzi ci o ten popularny filmik, co wrzuciłeś na facebooka?
RB: No jasne, że o ten! Ma chyba trzy tysiące lajków!
Aa: A widziałeś ten z pod prysznica??? To moja robota! - Już wiecie czemu nie mam facebooka.
RB: On jest świetny .
J: Wiecie, że ja tu jestem?
RB: No jasne, że tak. Gdyby cię tu nie było to nie miałbyś kolejnego filmiku. - Wyjął telefon i zaczął mnie nagrywać. Nagle coś zaczęło mnie macać od tyłu!
J: Nie waż się ponowić próby gwałtu na mnie.
Aa: To był dzień dobroci dla dziewic!!!
RB: Jest takie coś?? Jak to się świętuje O_o ?
J: Ale ja nie jestem dziewicą!!!
D: Naprawdę to musiało być romantyczne *_* Rose Blood ja też chcę!!!
RB: Ale ja nie. A poza tym nigdy z tobą nie chodziłem!!!!!!
Nagle zaślepiło nas boskie światło. Czy już czas na nas? Ze światła wyłonił się nasz zbawiciel, szef w przebraniu mesjasza .
Aa: Ooo! Ty też się przebrałeś za transwestytę?!
S: Hmmm... nie, jestem przebrany za Mesjasza .
  Kłóciliśmy się na tematy filmików ze mną, pornosów szefa, romansu Daiwy oraz musztardy z dżemem jeszcze dziesięć minut. Po czym postanowiliśmy wyjść.
Jako pierwszy do nawiedzenia wybraliśmy dom w kolorze gaci Aarona (uparł się). Ustawiliśmy się w równym rządku, przyczepiliśmy sobie przemiłe uśmiechy i zawołaliśmy ,,cukierek albo psikus". Czekaliśmy i czekaliśmy, było nam coraz zimniej, na co wskazywało zachowanie rozbierającego się Aarona. Wreszcie się wkurzyliśmy i postanowiliśmy wejść tam bez pozwolenia - włamać się. Do rozbrojenia drzwi wysłaliśmy naszego eksperta - Horacego. Amin wyciągnął armatę ze słoika po musztardzie i wsadził do niej naszego sapera od drzwi. Horacy został wystrzelony z wielkim hukiem. Doleciał aż do Biedronki, psując całą zabawę z włamania. Musieliśmy zabrać losowy czołg z ulicy i pojechać na ratunek naszemu kompanowi.

*       *       *

Sorry, że tak późno, ale nie miałem czasu. Drugą część postaram się wstawić jutro.

niedziela, 27 października 2013

Napad na bank

Mieszkam z tą bandą debili już tydzień!!! I do tej pory nie napadliśmy jeszcze na żaden przybytek dla ubogich. Jednak zmienić się to miało dzisiaj przy śniadaniu.
S:Przeglądając wczoraj forum złodziejskie wpadłem na ciekawy wątek...
RB:Chodzi o to biedne panie bez ubrań mieszkające w twoim komputerze???
S:Nie... Jak ty to w ogóle znalazłeś i czemu tam wszedłeś O_o??? Było w folderze o nazwie ,,Tajne ,nie przeglądać".
Ar: Też to widziałem ... zareklamowałem się tam , wstawiłem fotkę i twój numer telefonu ^^
D:A ja widziałem majonez bez gaci!!!
Am: Ty durniu, każdy wie ,że majonezy nie mają gaci. One noszą staniki!!
H:  Mówi się cyckonosze -,-
S:Dobra, wracając do głównego tematu...
H:Wy niewyedukowani ludzie!!! Przez was odeszliśmy od tematu ubogich niewiast bez odzienia, które mieszkają w diabelskim sprzęcie szefa. Musimy być choć raz być dobrzy i kupić sobie ubrania, aby nie skończyć tak jak te dziewice.
Ar: Już nie są dziewicami ...
S : Dobra, Horacy ma rację. Zdobędziemy pieniądze napadając na bank !!!
Z: Wreszcie ktoś coś sensownego powiedział, mam plan.
J:Ty mówisz???
S:Ty żyjesz O_o ?
I tak oto wszyscy wyruszyliśmy na przystanek autobusowy. Po dwóch godzinach bezmyślnego czekania na ciągle uciekające nam autobusy, udało nam się wsiąść w pełnym składzie do jednego z nich. Po zamknięciu się drzwi wszyscy rzucili się na dowolne miejsca siedzące (nie licząc RB który postanowił dostać się na miejsce kierowcy). W końcu większość członków naszej bandy zajęła jakieś miejsca, Rose był w trakcie, świadczyły o tym jęki kierowcy i krew rozprzestrzeniająca się po autobusie. Nagle pojazd, którym jechaliśmy zahamował a z kabiny kierowcy wysiadł zadowolony Rose Blood i zaalarmował nas iż musi się pobyć ciała, ponieważ stary kierowca się spocił.
                                                      *    *    *
Bank wyglądał na całkiem sensowny,a co do planu, to jakiś tam był ale nikt oprócz  Horacego go nie zapamiętał (chciał się pochwalić swoją wiedzą ale mu na to nie pozwoliliśmy, wyrzucając go do studzienki kanalizacyjnej jako zbędny balast). W tym składzie wkroczyliśmy do banku. Nasze ciężkie,męskie i mocne kroki budziły postrach... Ech, kogo ja tu będę okłamywać wyrżnąłem się o mopa ,wpadłem w kałużę i ochlapałem wszystkich dookoła. Szef zaczął wrzeszczeć ,że potrzebuje kremiku ,bo ochlapała go woda z mydłem, które źle wpływa na skórę. Daiwa zaczął się wylizywać ( ma dziwne zwyczaje ), Aaron poszedł na bigos, Amin zaczął śpiewać piosenkę o kanapce z musztardą, a Rose Blood źle zrozumiał wszystkie bodźce i postanowił się kąpać. Wtem na scenę wkroczył nasz ratunek- Zdzisław ,wyjął pistolet i już chciał wszystkim klientom banku zacząć grozić, kiedy to zauważył pewną korpulentną panią w jego wieku (czy to nie była ta reklamująca limonki?) i zaprosił ją na randkę. Wyszedł pokazując nam język. Zostaliśmy sami bez możliwości powrotu do bazy/domu, bo jak się okazało Horacy się fochnął  i zagazował cały autobus.
Teraz siedzę w domu jakiejś obślinionej blondynki, która z przymusu ustąpiła mi miejsca przy kompie.Cześć ;P 

piątek, 25 października 2013

Misja karna

Ten dzień rozpoczął się bardzo przyjaźnie dla prawie wszystkich, bowiem nasz arcygenialny szefunio wymyślił, iż dla jaj obudzi nas w środku nocy (ludzie, to była dopiero 10:12!!) i to jeszcze brutalnym sposobem... Nastawił budzik. Mimo jego starań wszyscy zignorowali pobudkę i spali dalej. Szef postanowił sięgnąć po drastyczniejsze środki... Zrobił śniadanie, na szczęście jego umiejętności w tym kierunku są bardzo słabe, więc zajęło mu to dwie godziny i dwadzieścia trzy minuty, a do tego efekt końcowy nie był w zapachu zachwycający, dzięki czemu zyskaliśmy na czasie.W końcu o 22:28 postanowiliśmy wstać i urządzić melanż. Niestety szef nam zagrodził drogę swoim tyłkiem w rozmiarze XXXXL.
S(szef): Nie przejdziecie!
RB(Rose Blood): Ale czemu?
S: Bo nie ma dżemu! Ha ha ha!!! - Jasne, był nieźle wkurzony, ale żeby takie riposty walić?
Ar(Aaron): Mówi się, bo masz sąsiadkę w szafie!
RB: Ale ja nie mam...
D(Daiwa): Zdradzasz mnie?!
RB: T_T
S: Jak możesz go zdradzać... I to z moją babcią?! Blood, masz szlaban!!!
RB: Ale ja...
S: Wykręcasz się??? Dostajesz misję karną!!!
RB: A mój partner???
J(ja): Czemu ja?
S: Właśnie, czemu on? Brał w tym udział O_o???
RB: No... I to jak. On to w ogóle ze wszystkimi... - Zabiję go kiedyś.
S: Hmmm... Na misję karną pójdziecie oboje.
Misję mieliśmy bardzo trudną, bowiem mieliśmy kupić parówki w Lidlu na pocieszenie Daiwie; biedny chłopak, załamał się psychicznie i postanowił zostać emo. Głównym problemem w całej misji był fakt, iż wywalili nas przez piwnicę i stwierdzili, że bez parówek nie mamy po co wracać. Zostaliśmy bez kasy, żarcia i bielizny na zmianę. Po chwili namysłu (trwała ona 20 min. i 35 sek. - Myślał głównie Rose Blood, ja odliczałem czas) postanowiliśmy zaiwanić pierwszy lepszy toi-toi i przeteleportować się nim do Lidla niczym Harry Potter. Niestety nasz plan się nie powiódł, ponieważ z naszego teleportera wyskoczyła jakaś krągła starsza pani i zaczęła nas gonić przez całe miasto wpychając nam jakieś; (cytuję) Dorodne limonki za pół ceny, 24 h. Uciekaliśmy przed nią tak długo, aż na naszej drodze pojawił się cel podróży - Lidl. Blood ułożył wstępny plan zabrania parówek do domu:
1. Bierzesz parówki.
2. Wsadzasz je w gacie.
3. Odwracasz uwagę ochroniarzy.
4. Za ich plecami wysadzasz sklep przy użyciu dynamitu.
5. Spokojnie wychodzisz, donośnie gwiżdżąc jak gdyby nigdy nic.
6. Wyciągasz parówki z gaci.
7. Wracasz do niezadowolonego szefa, który je wszystkie zjada i każe iść po następne.
Wszystko było w porządku, aż do nadejścia punktu nr. 3, kiedy to miałem odwrócić uwagę ochroniarza. Postanowiłem zrobić to w czym byłem najlepszy - zacząłem tańczyć flamenco w koronkowej bieliźnie (dużo było jej na wystawie), wywołało to jednak nieprzewidziany efekt, ponieważ w momencie wykonywania obrotu, moje poczynania zauważył Rose Blood i zamiast spokojnie wysadzić ten przybytek handlowy, porwał wózek pierwszej lepszej pani z dzieckiem, wskoczył na niego i wyjechał nim zabierając mnie po drodze. Ostatecznie wszystko skończyło się zgodnie z planem, ponieważ niezadowolony szef zeżarł wszystkie parówki i kazał iść po następne. Koniec :D

Podsumownie

Witajcie! Jako iż dopiero teraz zapamiętałem członków naszej bardzo, bardzo tajnej szajki złodziejskiej (naprawdę bardzo tajnej, policja zupełnie nic o nas nie wie, ewentualnie czasem na piwo przychodzi i podrzuca karabiny do magazynku broni), krótko i zwięźle opiszę wszystkich po kolei :
Szef - Bardzo tajemnicza i zuA postać. Posiada jakieś tajne układy z ZUSem. Ma obsesję na punkcie kolekcji. Przez matkę naturę został obdarowany białymi włosami (może jest potomkiem mojej babci, to by wyjaśniało tą barwę), które zapuścił do ramion. 
Rose Blood - Mój partner (nie jestem gejem!!!). Bardzo urocza postać (tylko zewnętrznie). Z tego co się dowiedziałem, farbuje włosy i maluje oczy. Straszny leń, kocha Krwawą Mary.
Horacy - Nie będę pisał pełnego imienia z wiadomych względów, chcę kiedyś skończyć ten post. Strasznie poważny i pracowity. Pupilek Szefa.
Zdzisław - Emerytowany włamywacz. Straszny sknera. :/
Amin - Ma czerwone włosy *_*. Menel i umie grać na gitarze. Jako partnera ma Horacego, którego wkurza przy każdej okazji.
Aaron - Postawny zbok. Od kiedy zamieszkał w bazie, liczba zgwałconych staruszek na naszej ulicy wzrosła o 100%.
Daiwa - Japoński ludożerca.

To na razie tylko tyle. Wiem, wiem, niezbyt ciekawie, jednak to nadal wprowadzenie do głównej historii. W ciągu najbliższych kilku dni postaram się coś napisać (chociaż robię to chyba głównie dla siebie, ale czego można oczekiwać po dwóch dniach od założenia bloga?).

czwartek, 24 października 2013

Jak to się zaczęło...(cz 2)

Był to mały domek jednorodzinny, w kolorze zarąbiście fioletowym. Niepewnie podszedłem pod drzwi, zapukałem. Raz, drugi, trzeci... Nikt nie odpowiadał. Nacisnąłem na klamkę, drzwi otworzyły się lekkim skrzypnięciem (zapomniałem wspomnieć, iż była 20:00, a o tej godzinie wszystkie dzieci idą spać ze strachu przed potworami). Chwilę się zastanowiłem i... przekroczyłem próg. Drzwi z hukiem zatrzasnęły się za moimi plecami.Wiedziałem, że mogę z tego nie wyjść żywy. Mimo to dzielnie stąpałem po postarzałej posadzce. Ciemność otaczała mnie z każdej strony, aczkolwiek, posługując się pozostałymi mi zmysłami, znalazłem jakieś drzwi. I oto nadeszła chwila przeznaczenia. Wyważyłem je i z hukiem wylądowałem na kolanach jakiś kolesi. Minęła chwila zanim wszyscy ogarnęli się, co się właśnie stało... Rozwaliłem TV jakimś wkurzonym gościom (jeden z nich miał czerwone włosy i gacie w serduszka), a - co gorsza - chyba mnie zauważyli.
- Hej... - Zacząłem.
- Siema - Odpowiedzieli chórem niczym z pornola o żywych trupach.
- Yyyyyy...
- Jestem Horacy, Hrabia Horacy. Hrabia Horacy Major Gruchalski II, z rodu Ziemowitów Gruchalskich, z łona Romana Gruchalskiego, a zapłodniony przez... - Przedstawił się brązowowłosy chłopak o fryzurze ulizanej jak musztarda z dżemem.
- Przyszedłem w sprawie ogłoszenia z gazety...
- A to do szefa, wchodzisz na samą górę, pierwsze drzwi po lewej.
* * *
S(szef): No to chcesz dołączyć do szajki?
J(ja): Tak chcę!
S: Jesteś gotowy do poświęceń?
J: Tak.
S: Będziesz się wywiązywać z misji?
J: Tak.
S: Szanować partnera swego?
J: Ale ja nie jestem gejem.
S: <facepalm> Dobra, zostałeś przyjęty. Teraz przekaż chłopakom, że znaleźliśmy frajera do gotowania i tańca na rurze.
J: Tak jest!
* * *
I oto koniec jak na dzisiaj. Jak już mówiłem początki są trudne, więc proszę o wyrozumiałość :)
 

Jak to się zaczęło... (cz 1)

Witajcie Ludzie! Taaak... Początki są najtrudniejsze; przywitanie się i przedstawienie wszystkiego w kilku zdaniach.W teorii proste, z praktyką już gorzej. No ale trzeba spróbować...
Mając 14 lat, wkurzony na rodziców, uciekłem z domu (zrobiłem linę z pantalonów mojego kolegi, nie pytajcie jak je zdobyłem), przez następny rok wałęsałem się po dworcach wyżulając od żuli kanapki. Aż wreszcie stał się cud. Przechadzałem się po lesie gdy nagle na ktoś rzucił we mnie rybą, zza drzewa wyłonił się wielki, obśliniony niedźwiedź i widząc iż posiadam rybę, postanowił  mnie zjeść (bardzo logiczne, ryba wylądowała na ziemi już na początku). Zacząłem uciekać, biegłem niczym zawodowy sportowiec, wymijając po kolei wszystkie sosny i świerki. Już nie pamiętam kiedy dokładnie, przez przypadek dotarłem na camping i wleciałem do namiotu jakiś dziewczynek rodem z Hello Kitty. Zaczęły mi się przyglądać i podczas tego niezmiernie wyczerpującego dla nich zajęcia rozwinęły taki dialog:
- Uuuuu... Jaki słit *_*
- Nooo. Jaki słitaśny  *_*
- Ciekawe jak ma na imię.
- Może Justin, tak jak mój idol?
- ..................(ja)
I tym oto sposobem zostałem Justinem (co i tak się nie przyjęło) . Przez następne dwa miesiące na zmianę przechowywały mnie w szafach.W sumie nie było tak źle, ciepło, wygodnie i - co najważniejsze - był tam papier toaletowy i zestaw do makijażu.Wywaliły mnie przez okno ze względu na zbyt duże spożycie
majonezu w ich domu (a według nich on nie był light, w czym racji nie miały, bo każdy majonez jest light).
Jeszcze tego samego dnia dosiadłem się do starszego pana, który posiadał gazetę. Kątem oka zauważyłem, że posiada ona (ta gazeta) jakieś dziwne chińskie znaczki, które po dwóch godzinach zaczęły układać się w sensowne polskie zdania. Po następnych kilkudziesięciu minutach znalazłem w gazecie interesujące ogłoszenie:

Bardzo Tajna Szajka Złodziejska o nazwie A13AL poszukuje nowych członów bandy.
Nasze zalety:
- Mamy żarcie.
- Jesteśmy odpowiedzialni za obrabowanie trzech banków, dwóch muzeów i pięciu domów spokojnej starości.
- Policja nas nigdy nie złapała (zasługa moich zdolności w tym kierunku, nie tych idiotów).
- Oferujemy smaczne jedzenie, zakwaterowanie, ciepłą wodę i melanż w każdy piątek.
Jesteś zainteresowany? Przyjdź do siedziby naszej bandy znajdującej się na ul.Palacza w Poznaniu lub zadzwoń  pod numer ...

To wszystko co udało mi się przeczytać (dziadek trzymający gazetę wkurzył się, że wyjadam mu prażynki podczas czytania). W całym ogłoszeniu zainteresowało mnie kilka zagadnień; żarcie, jedzenie oraz ul.Palacza.
Niewiele myśląc - co rzadko robię - udałem się pod wskazany adres...